Pozostał w Edgeware czas jakiś, nie wiedząc co dalej czynić, coraz przybywało zbiegów, wielu z nich, tak jak i brat, miało ochotę pozostać w miejpcu. O najeźdźcach z Marsa nie było żadnych nowych wieści.
Niezadługo jednak droga zaczęła się coraz więcej zapełniać ludźmi, spieszącymi w najróżnorodniejszych wehikułach, a ciężki pył wisiał nad drogą do St. Albans.
Jakaś oderwana myśl o znajomych których miał w Chelmsford, skłoniła wreszcie brata do zejścia na ciche pole, rozciągające się na zachód od miasteczka. Niebawem trafił na kołowrot, po za którym wiodła ścieżka na północny zachód. Przeszedł około kilku zagród wiejskich i miejscowości, o których nazwę się nie pytał, widział trochę uciekających, aż wreszcie na łące około Barnet spotkał owe dwie panie, które odtąd stały się jego towarzyszkami podróży.
Spotkał je w chwili grożącego im niebezpieczeństwa. Usłyszał krzyk, a na zakręcie drogi spostrzegł dwóch ludzi, którzy przemocą usiłowali je wyrzucić z małego powoziku, zaprzęgniętego w kuca, podczas kiedy trzeci trzymał wystraszonego konia za głowę. Jedna z kobiet, nizka, ubrana biało, krzyczała tylko, druga w ciemnym kostyumie, szczupła i wysoka, ćwiczyła batem człowieka, który ją już za jedną pochwycił rękę.
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/140
Ta strona została skorygowana.