Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

a miał połączyć się z żoną i siostrą około wpół do piątej rano. Teraz zaś jest już blisko dziewiąta, a nie słyszano o nim nic ani też nie widziano go jeszcze. Panie nie mogły czekać nań dłużej w Edgeware z powodu zwiększającego się wciąż natłoku na rynku i tym sposobem znalazły się na tej ustronnej drodze.
Oto co wystraszone kobiety opowiedziały bratu memu w urywanych słowach, kiedy znów zatrzymali się niedaleko od New­‑Baret. Brat obiecał nie opuszczać ich dopóki nie zdecydują, co dalej czynić, lub dopóki doktór nie nadjedzie; zapewnił iż świetnie strzela z rewolweru, — o którym nie miał pojęcia — aby dodać swym towarzyszkom odwagi.
Utworzyli pewien rodzaj obozowiska przy drodze, a kuc pasł się szczęśliwie w żywopłocie. Brat opowiadał paniom o swej ucieczce z Londynu oraz wszystko, co wiedział o mieszkańcach Marsa i ich obyczajach. Słońce podnosiło się tymczasem coraz wyżej, a rozmowa ich stopniowo przeszła w stan niespokojnego oczekiwania. Od kilku przejezdnych udało im się zaczerpnąć trochę wiadomości. Wszystkie zaś utwierdzały tylko w przekonaniu o wielkiem nieszczęściu, jakie na ludzkość spadło i o konieczności jaknajszybszej ucieczki. Przedstawił więc sprawę tę swym towarzyszkom.
— My mamy pieniądze, rzekła szczupła dama, patrząc z pewnem wahaniem na mego brata.
— I ja również — odrzekł tenże.