niewidzialne przedmioty. A gdy go taki paroksyzm gniewu omijał, szedł dalej, nie oglądając się po za siebie.
Potem przy rozstajnych drogach na południu od Barnet spotkali jakąś kobietę z dzieckiem na ręku i dwojgiem starszych, postępujących za nią; dalej człowieka czarno ubranego z kijem i torbą w ręku, wreszcie wózek, zaprzęgnięty w spoconego kuca, a w nim młodego chłopca.
— Czy tędy do Edgeware? — spytał woźnica z wzrokiem dzikim i bladą twarzą.
A kiedy mu powiedziano, że tędy, tylko trzeba skręcić na lewo, pojechał we wskazanym kierunku, nie uważając nawet, że trzeba podziękować.
Wtedy to brat spostrzegł, że przed nimi zaczyna się wznosić jakiś dym, a niebawem pani Elphinstone zawołała, iż widzi płomienie nad dachami wznoszących się przed nimi domów.
— Na Boga! — gdzież pan nas wieziesz?
Brat stanął
Droga zapchana była ludźmi, a wielka chmura białego, oślepiającego pyłu zasłaniała wszystko na dwadzieścia stóp dokoła.
— Na bok! na bok! — słychać było ze wszystkich stron. Ludzie tłoczyli się, popychali, „Jazda! jazda tam!“ wołano. Brat zaś, trzymając kuca za munsztuk szedł wciąż krok za krokiem, posuwając się w ten tłum.
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/145
Ta strona została skorygowana.