Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

ści odwrócił głowę i ukąsił rękę, która go trzymała za kołnierz. W tłoku, który nastąpił, kary koń zatoczył się w bok, a koń zaprzężony do wozu przesunął się obok niego, podkowa zaś o mały włos nie uderzyła brata w nogę. Puścił; więc trzymanego człowieka i odskoczył. Wtedy na twarzy jego gniew zamienił się w trwogę i w jednej chwili znikł w tłoku, brat zaś musiał walczyć z całej siły, aby dostać się na wpierw zajmowane miejsce.
Tam ujrzał pannę Elphinstone, zasłaniającą sobie oczy i małe dziecko, które z całą nieświadomą obojętnością przyglądało się czemuś czarnemu i nieruchomemu, co leżało pod toczącemi się kołami wozu.
— Wracajmy! — zawołał i zwracał kuca w przeciwną stronę. Niepodobna przejść tego piekła! i cofnęli się wstecz o jakie sto łokci, tą samą drogą, którą byli przybyli, aż do miejsca, gdzie nie widać już było walczących z sobą tłumów. Przejeżdżając, brat widział jeszcze na zakręcie zaułka twarz umierającego lorda wydłużoną, bladą i potem okrytą. Obie kobiety, milczące i drżące, siedziały skulone na wózku.
Na zakręcie brat zatrzymał się. Panna Elphinstone była blada, a jej bratowa siedziała płacząc i nie mając już nawet siły wołać na swego „Jerzego.“ Brat był przerażony i zakłopotany. Jak tylko bowiem się cofnęli, zrozumiał, iż nieuniknioną koniecznością było usiłować przejść przez tłum. Zwrócił się więc do panny Elphinstone i rzekł stanowczo: