Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

— Musimy jechać tędy — i zawrócił konia.
Drugi to już raz dnia tego młoda osoba dawała dowód siły charakteru. Ażeby sobie utorować drogę, brat wszedł w tłum i chwycił dorożkarskiego konia, aby go powstrzymać, ona zaś powoziła kucem. Wóz jakiś zaczepił o powozik i wyrwał zeń drzazgę, a w chwilę potem prąd tłumu porwał ich i uniósł z sobą. Wtedy brat, z twarzą posiekaną batem dorożkarza, wskoczył na kozioł powoziku i odebrał lejce z rąk panny Elphinstone.
— Niech pani celuje z rewolweru w człowieka jadącego za nami, jeżeli będzie nas zbyt najeżdżał; albo lepiej celuj pani w jego konia.
Usiłował czas jakiś skręcić w bok; lecz raz porwany ogólnym prądem, nie mógł się już wyzwolić. Tak przebyli blisko milę po za miasto i tam dopiero udało im się dostać na drugą stronę drogi. Wciąż jeszcze było nieopisanie ciasno: lecz ponieważ w tych stronach droga dwukrotnie dzieli się na dwa ramiona, przeto zrobiło się już cokolwiek luźniej.
Zwrócili się na wschód ku Hadley i tam po obu stronach drogi widzieli wielkie gromady ludzi, pijących wodę ze strumienia i walczących o nią pięściami. Dalej zaś ze wzgórza widać było dwa jadące za sobą pociągi naładowane ludźmi, którzy siedzieli nawet na węglach, za maszyną. Pociągi te jechały na północ. Brat przypuszczał, że zapełniły się pasażerami po za miastem, bo o tej porze wszystkie stacye