nad powierzchnię miała kształt olbrzymiego cylindra pokrytego warstwą jakiejś brunatnej rdzy czy czegoś podobnego, w średnicy zaś miał około dziewięćdziesięciu stóp. Ogilvy zbliżył się do leżącej przed nim masy, zdziwiony jej wielkością i kształtem, bo wszystkie prawie meteoryty są mniejwięcej zaokrąglone. Była ona jednakże jeszcze tak rozgrzana wskutek tarcia powietrza w szybkim swym biegu, że niepodobna było przysunąć się do niej. Jakiś stały odgłos w jej wnętrzu przypisywał nasz uczony procesowi nierównego stygnięcia powierzchni; bo wówczas jeszcze wcale mu na myśl nie przyszło, że przedmiot ten mógł być pustym wewnątrz.
Stanął na brzegu zagłębienia, które szczególne ciało wyżłobiło sobie i przypatrywał się dziwnym jego kształtom i barwie, trochę przeczuwając już wówczas nawet pewną celowość tego zjawiska. Ranek był bardzo ciepły i spokojny, słońce złociło brzegi lasu w Weybridge, nie słychać było ani ptaków ani najlżejszego szmeru, tylko koniec cylindra zaczynał się powoli obracać naokoło swej osi. Odbywało się to tak wolno, iż mógł ruch zauważyć jedynie tym sposobem, iż pewien czarny punkt, który widział początkowo u swych stóp, znalazł się niebawem nad jego głową. I wówczas jeszcze nie rozumiał dokładnie co to mogło znaczyć, aż usłyszał jakiś stłumiony odgłos zgrzytu i spostrzegł, że ów punkt czarny wysunął się o parę cali naprzód. Wtedy błyskawicą przebiegła
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/28
Ta strona została skorygowana.