Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

którego jaskrawo odbijało parę jasnych toalet damskich.
Gorąco było przeraźliwe, ani wietrzyka w powietrzu, jedyny zaś cień padał od kilku rozproszonych sosen. Palące się wrzosowisko ugaszono, lecz znaczna płaszczyzna w stronę Ottershaw była jak okiem sięgnąć zczerniała.
Jakiś przedsiebierczy straganiarz z Chobdam­‑Road przysłał nawet swego syna z wózkiem zielonych jabłek i wina imbirowego.
Zbliżywszy się do dołu, spostrzegłem w nim kilka osób: Hendersona, Ogilvy’ego i jakiegoś wysokiego blondyna, którym jak się potem przekonałem był Stern, nadworny astronom Jego Kr. Mości, oraz kilku robotników. Stent wydawał rozkazy głosem donośnym, stojąc na cylindrze, który teraz musiał być znacznie chłodniejszy, twarz miał czerwoną, pot spływał po niej kroplami, coś widocznie mocno go zirytowało.
Większa część cylindra była już odkryta, choć dolny jego koniec wciąż jeszcze zaryty był w ziemię. Skoro tylko Ogilvy spostrzegł mię przypatrującego się wśród tłumu nad brzegiem dołu, zaraz zawołał abym zeszedł i pytał czy nie zechciałbym przejść się do lorda Hilton, właściciela gruntów, na których znajdowaliśmy się.
Zwiększające się wciąż tłumy stawały się coraz poważniejszą przeszkodą w robotach ekska-