jakie 300 osób oprócz tych, którzy zeszły z drogi, aby się mieszkańcom Marsa przypatrzeć bliżej. Było tam również trzech policyantów (z tych jeden na koniu), którzy stosownie do zlecenia Stenta powstrzymywali ludzi od zbliżania się do cylindra. W tłumie dawały się słyszeć okrzyki tych, dla których każde liczniejsze zgromadzenie jest sposobnością do robienia zamieszania i hałasu.
Stent i Ogilvy, w przewidywaniu możliwego starcia, telegrafowali byli do koszar po kompanię wojska, która miała eskortować synów Marsa, jak tylko wyjdą z cylindra. Drogo przypłacili swą niewczesną troskliwość. Opis ich śmierci w dziennikach zgadza się zupełnie z mojem osobistem wrażeniem; trzy kłęby zielonawego dymu, świst i płomienie, oto wszystko.
Lecz tłum powyżej wspomniany był w większem niż ja niebezpieczeństwie; gdyby nie piaszczysta ławica wrzosem porosła, która wstrzymała impet owego gorącego promienia, wszyscy byliby zginęli. Gdyby paraboliczne zwierciadło było się wzniosło jeszcze parę łokci wyżej, żywa dusza nie wyszłaby z tej nieszczęsnej przeprawy.
Wśród nagłego dudnienia płomieni, syku i blasku od zapalających się drzew, przejęty paniką tłum zachwiał się.
Iskry od gałęzi zaczęły padać na drogę wraz
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/50
Ta strona została skorygowana.