Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczegóżby nie zbombardować tych przeklętych rzeczy i odrazu skończyć z niemi — rzekł mały człowieczek — nie możemy być pewni co oni jeszcze zrobić nam mogą.
— A gdzie masz armaty? — odpowiedział pierwszy. Niema czasu do stracenia a co masz zrobić rób odrazu, to moja zasada.
Tak rozmawiających zostawiłem i poszedłem na stacyę by kupić tyle gazet wiele tylko się da.
Lecz nie będę nudził czytelników opisem tego długiego poranku i jeszcze dłuższego popołudnia. Nie udało mi się nawet spojrzeć na błonia, bo nawet wieże kościołów w Chobdam i Horsell były zajęte przez władze wojskowe. Żołnierze, do których się zwracałem, nic nie wiedzieli, oficerowie mieli miny tajemnicze i zaaferowane. Ludzie w mieście czuli się znów zupełnie bezpieczni pod opieką siły zbrojnej i po raz pierwszy dowiedziałem się dopiero od samego Marshalla, właściciela dystrybucyi, że syn jego był w liczbie zabitych na błoniach. Żołnierze nakazali mieszkańcom przedmieść w Horsell pozamykać domy i wynieść się z nich.
Na drugie śniadanie powróciłem do domu bardzo zmęczony, bo, jak już mówiłem, dzień był bardzo gorący i duszny, więc aby się orzeźwić wziąłem zimną kąpiel po południu. O pół do piątej poszedłem znów na stacyę po wieczorną gazetę, bo ranne zawierały tylko bardzo niedokładny opis śmierci Stent’a, Henderson’a,