w altanie przy herbacie, rozmawiając głośno o wiszącej nad nami bitwie, dał się słyszeć głuchy łoskot a potem już nieustanne strzelanie, w ślad za którem zaraz powstał tuż przy nas gwałtowny, przerażający trzask, który wstrząsnął ziemią; wybiegłszy na trawnik zobaczyłem wierzchołki drzew nad Szkołą Oryentalną, buchające płomieniem a wieżę małego kościołka obok rozpadającą się w ruiny. Dach kollegium zniknął a sam gmach wyglądał jakby skierowano nań conajmniej stufuntowe działo. Jeden z kominów na naszym domu pękł, jakby go strzał trafił, potłukł dachówkę i spadł w gruzach pod oknem mego gabinetu.
Staliśmy oboje z żoną niemi z przerażenia i teraz dopiero spostrzegłem, że przez zniszczenie szkoły oryentalnej nasz dom stanął odkryty na linii Ognistego Promienia Marsyjczyków.
Na ten widok chwyciłem żonę za rękę i nic nie mówiąc wybiegłem z nią na drogę, potem poszedłem po służącą, mówiąc jej, że sam zabiorę kuferek, o który jej chodziło.
— Nie możemy tu dłużej pozostać — a kiedy to mówiłem, strzelanie rozpoczęło się nanowo.
— Lecz gdzież pójdziemy? — pytała z trwogą żona.
Zafrasowałem się przez chwilę; lecz potem przyszli mi na myśl kuzyni jej w Leatherhead.
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/68
Ta strona została skorygowana.