Podczas kiedy inni artylerzyści postępowali za niem, koń w jego zaprzęgu potknął się i upadł, zrzucając go w jakiś dół! W tejże chwili armata wystrzeliła, amunicye wybuchnęły w powietrze, ogień szerzył się wokoło, a on znalazł się pod stosem nieżywych ciał ludzi i koni.
— Leżałem cicho, okropnie przerażony. Byliśmy zmieceni do szczętu. A powietrze! niech Bóg zachowa! zapach podobny do spalonego mięsa! Spadając z konia, potłukłem sobie plecy, musiałem więc leżeć cicho póki mi się trochę lepiej nie zrobi. — Jechaliśmy jak na rewię, a tu w jednej chwili paf! i paf! i po nas.
— Zmieceni! — dodał.
Pod zabitym koniem ukrywał się czas jakiś, wyglądając od czasu do czasu na błonia. Piechota z Cardigan usiłowała przypuścić atak do kopalń, ale poprostu znikła nagle. Wtedy potwór podniósł się na nogi i zaczął spokojnie przechadzać się po błoniu, pomiędzy nielicznymi zbiegami, poruszając swoim do głowy podobnym kapturem zupełnie jak człowiek w chełm uzbrojony. Pewien rodzaj ramienia czy ręki trzymał jakąś szczególnie zbudowaną szkatułkę, wokoło której krążyły zielone ogniki, a z lejka, który się przy tej szkatułce znajdował, wydobywał się ów niszczący promień gorący.
W kilka minut potem, tak daleko jak okiem sięgnąć, ciągnął dalej artylerzysta, nie było już żadnej
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/86
Ta strona została skorygowana.