istoty, a każdy krzak i drzewo, które jeszcze zwęglone nie były, palił się płomieniem. Huzarzy schowani byli za wzgórzami, więc żadnego nie widział, inną kompanię słyszał czas jakiś, a potem zupełnie się uciszyło. Olbrzym do ostatniej chwili oszczędzał stacyę w Woking i otaczające ją domy; potem w jednej chwili skierował na nią swój gorący promień i miasto stało się ruiną. Później owo tajemnicze coś zamknęło promień w skrzynce i, odwracając się od artylerzysty, zaczęło wlec się ku tlejącym lasom, które okalały drugi cylinder. Podczas tego drugi podobny Tytan powstał z piaskowego dołu.
Drugi poszedł w ślad za pierwszym i wtedy artylerzysta zaczął czołgać się po gorącym popiele wrzosowiska w kierunku Horsell. Udało mu się dostać cało do przydrożnego rowu i tak dotarł do Woking. Tu opowiadanie jego było już tylko jednym ciągiem wykrzykników. Trudno było przejść, bo niewielu ludzi tylko pozostało przy życiu i to po większej części oszalałych z przestrachu, lub poparzenia. Cofnął się przed pożarem i ukrył gdzieś w gorących zgliszczach, kiedy jeden z owych marsowych olbrzymów powrócił. Widział jak gonił jakiegoś człowieka i pochwyciwszy w swe stalowe ramiona roztrzaskał mu głowę o pień sosny. Wreszcie, gdy noc zapadła, żołnierzowi udało się umknąć przez plant kolejowy.
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/87
Ta strona została skorygowana.