Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

Jakkolwiek się to wyda czytelnikowi dziwacznem i szalonem, jest niemniej prawdziwem, a co ważniejsza, to to, żem znajdował w tej grze przyjemność.
Dziwny ten umysł ludzki! oto wtedy, gdy rodzaj nasz był bliskim zagłady czy też wstrętnego poniżenia, kiedy nie mieliśmy przed sobą żadnego innego celu prócz prawdopodobieństwa strasznej śmierci, my siedzieliśmy w skupieniu, śledząc losy trafu na tych malowanych kawałkach brystolu i grali w pokera z widocznem zadowoleniem. Gdy się ściemniło, byliśmy już tak grą zajęci, że postanowiliśmy zaryzykować i zapalić lampę.
Po nieskończonej liczbie partyi, zjedliśmy kolacyę, a artylerzysta wypił resztę szampana. Paliliśmy cygara, lecz towarzysz mój nie był już tym energicznym odnowicielem rodu ludzkiego, którego spotkałem zrana. Był jeszcze optymistą, lecz znacznie chłodniejszym. Przypominam sobie, iż wniósł moje zdrowie w mowie dość zawiłej, a ja wziąwszy cygaro poszedłem na dach, aby się przypatrzeć zielonym światłom, które według niego paliły się w Highgate.
Z początku spoglądałem bezmyślnie w północną dolinę. Wzgórza ukrywały się w ciemności, ognie w stronie Kensington paliły się czerwono, a od czasu do czasu strzelał z nich pomarańczowy płomień i znikał w ciemnościach nocy. Reszta Londynu pogrążona była w cieniu. Wtem bliżej spostrzegłem dzi-