Im dalej wchodziłem w miasto, tem większą była cisza. Nietyle cisza śmierci, ile cisza oczekiwania. Każdej chwili kataklizm, który już zniszczył północno‑zachodnie części stolicy, mógł przejść i tutaj. Było to miasto skazane na zagładę.
W South Kensington nie napotkałem już ani umarłych ani Czarnego pyłu i tam też po raz pierwszy usłyszałem wycie. Wkradło się ono w słuch mój z początku niepostrzeżenie, potem jako powtarzające się łkanie, ulla! ulla! ulla! ulla! Czasem gęsto zabudowane domy przygłuszały je nieco, potem znów słyszałem je lepiej i wyraźniej, aż w Exhibition Road stało się zupełnie wyraźnem. Stanąłem, dziwiąc się temu zawodzeniu i zdało mi się jakby ta wielka masa domów znalazła nagle głos dla wyrażenia swej trwogi i samotności.
Ulla, ulla, ulla, słychać wciąż było i ta niezwykła nuta zalegała słońcem oświecone ulice. Zwróciłem się zdumiony ku Hyde‑Parkowi i miałem ochotę dostać się do Muzeum Historyi Naturalnej, aby z jego wież przejrzeć park, lecz po namyśle wolałem trzymać się ziemi, gdzie łatwiej się było ukryć. Wszystkie wielkie domy po obu stronach ulicy były puste i tylko echo kroków moich odzywało się po drodze. Niedaleko bramy parku napotkałem dziwny widok, przewrócony omnibus i szkielet konia obrobiony na czysto. Namyślałem się nad tem chwilę, potem prze-
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/109
Ta strona została skorygowana.