pustką. Dywan na schodach był brudny i zabłocony jeszcze przez nogi nasze owej pamiętnej nocy.
Poszedłem do gabinetu a tam na biurku pod przyciskiem leżał rękopis pracy rozpoczętej w dniu otwarcia się pierwszego cylindra. Przez chwilę stałem, odczytując moje przerwane argumenty. Mowa tam była o prawdopodobnym rozwoju idei moralnych w miarę rozwoju cywilizacyi a ostatnie zdanie kończyło się temi słowy: „za jakie dwieście lat możemy się spodziewać...“ Przypominam sobie, że owego poranku nie mogłem skupić uwagi i jak (było to zaledwie miesiąc temu) wstałem od stolika by odebrać od chłopca moją „Daily Chronicle“ i słuchałem jego dziwnego opowiadania o „ludziach z Marsa“.
Przeszedłem potem do jadalni i tam zastałem na stole baraninę i chleb mocno już nadpsute oraz przewróconą butelkę piwa, wszystko tak, jakeśmy z artylerzystą byli zostawili. Tak, dom mój był pusty. Widziałem teraz jak szaloną była owa słaba nadzieja, którą żywiłem dotąd. Wtem stało się coś nadzwyczajnego.
— Niema rady — mówił głos jakiś — dom jest pusty, od wielu dni nikogo w nim nie było. Nie możesz pozostawać tu dłużej i męczyć się. Tyś widocznie tylko ocalała.
Drgnąłem. Czy to ja tak głośno wypowiadam
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/125
Ta strona została skorygowana.