Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

który całą siłą pędził na ratunek zagrożonych okrętów.
Trzymając się silnie na nogach na kołyszącym się pokładzie i trzymając za bulwark, brat widział starcie tego Lewiatana z trzema Marsyjczykami, którzy teraz posunęli się tak daleko w morze, iż trójnogi, stanowiące ich podstawę, były prawie zupełnie ukryte w wodzie. Tak zanurzeni i widziani zdaleka, wydawali się daleko mniej groźni, niż wielkie żelazne cielsko, po za którem nasz mały parowiec tak bezsilnie się rzucał na wsze strony. Zdawało się, że przypatrują się temu nowemu przeciwnikowi ze zdziwieniem. Dla ich umysłu pancernik był zapewne również olbrzymem takim, jak oni dla nas.
„Dziecko piorunu“ nie strzelał wcale, lecz tylko pędził ku nim całą siłą i temu zapewne zawdzięczał to, iż mógł podsunąć się tak blizko nich. Jedna bomba, a byliby go natychmiast wysłali na dno morza swoim „Gorącym promieniem“.
Pancernik posuwał się tak szybko, że w minutę był już na połowie drogi pomiędzy naszym parowcem a Marsyjczykami, rysując się jak zmniejszające się wciąż czarne ciało na tle horyzontalnego wybrzeża.
Wtem nagle jeden z przybyszów Marsowych zniżył swą metalową rurę i wyrzucił w stronę pancernika lejek czarnego gazu. Trafił go w lewy bok i stoczył się czarnym strumieniem do morza, rozścieła-