Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

Niepokoiłem się o żonę, wyobrażając ją sobie przerażoną w Leatherhead, opłakującą mię już jako umarłego. Chodziłem po pokoju wzdłuż i wszerz i aż krzyczałem czasem z rozpaczy na myśl o tem, że kiedy jej grozi niebezpieczeństwo, ja nic pomódz nie mogę. Kuzyn, u którego ją zostawiłem, był, jak to dobrze wiedziałem, człowiekiem odważnym w każdym wypadku; lecz był to charakter nie zdający sobie szybko sprawy z grożącego niebezpieczeństwa i niezdolny do spiesznego działania. Obecnie potrzebną była nietyle odwaga, ile przezorność. Jedyną moją pociechą była myśl, że Marsyjczycy posuwają się ku Londynowi a oddalają od niej. Taka obawa i niepewność dobrze człowieka nie usposabiają. Coraz więcej męczyły mię i irytowały nieustanne a wiecznie te same wykrzykniki pastora, nie mogłem dłużej znosić jego samolubnej desperacyi. Po kilku bezskutecznych uwagach, trzymałem się odeń zdaleka i przebywałem przeważnie w jakimś pokoju pełnym globusów, ławek, kajetów, widocznie przeznaczonym do nauki dla dzieci. Kiedy zaś mój prześladowca i tam mnie odnalazł, wszedłem na facyatkę i tam zamknąłem się na klucz wraz z nurtującą mię obawą.
Przez cały dzień ten i ranek następny byliśmy literalnie osaczeni „czarnym dymem“. W sąsiednim domu w Niedzielę wieczorem byli jeszcze ludzie. Widziałem czyjąś twarz w oknie i przenoszenie światła,