cym promieniem“ jak i „dymem czarnym“ i ludzi też w niem było więcej, choć żaden z nich nie umiał nam powiedzieć nic nowego. Po większej części korzystali oni podobnie jak my z chwilowego uspokojenia, aby zmienić miejsce pobytu. Przypominam sobie jeszcze, że widziałem tam wiele domów, zajętych przez swoich mieszkańców zbyt wystraszonych, aby myśleć choćby o ucieczce. Tutaj również obfite były ślady pospiesznej wędrówki innych. Trzy potrzaskane bicykle leżały przy drodze jeden na drugim, za nimi zaś połamane wozy. Około wpół do dziewiątej przeszliśmy przez most Richmond a ponieważ było to miejsce najbardziej odkryte, szliśmy bardzo prędko; pomimo to zdołałem zauważyć wielkie masy czegoś czerwonego, płynące z wodą na szerokość kilkunastu stóp. Nie wiedziałem co to było — i nie było czasu na dociekanie — dlatego też nadawałem im daleko okropniejsze znaczenie, niż na to rzeczywiście zasługiwały. Tutaj znów po stronie hrabstwa Surrey pełno było czarnego pyłu (który kiedyś był czarnym dymem), nieżywych ciał (tych ostatnich cała góra niedaleko stacyi) i ani śladu Marsyjczyków.
Dopiero na pewnej odległości od Barnes ujrzeliśmy troje ludzi, biegnących boczną ulicą ku rzece; zresztą miejscowość wydawała się pustą. Na wzgórzu miasto Richmond paliło się szybko a poza miastem ani śladu czarnego dymu. Wtem nagle, kiedy
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/31
Ta strona została skorygowana.