byliśmy już niedaleko Kew, spostrzegliśmy gromadkę uciekających i górną część machiny wojennej Marsyjczyków, wznoszącą się ponad dachami domów o jakie sto kroków od nas. Skamienieliśmy z przestrachu: gdyby nieprzyjaciel spojrzał był tylko w dół, bylibyśmy zginęli niechybnie. Przerażeni, nie śmieliśmy iść dalej; lecz skręciliśmy w bok i schronili się w jakiejś szopie w ogrodzie. Tam pastor czołgał się po ziemi, płacząc i mówiąc, iż nie ruszy się ztąd więcej.
Lecz moja idée fixe dostania się do Leatherhead nie opuściła mię ani na chwilę, więc o zmroku wyszedłem z szopy. Przeszedłem zarośla i jakieś przejście około domu stojącego w ogrodzie i tak wydostałem się na drogę prowadzącą do Kew. Pastora zostawiłem w szopie; lecz on zaraz za mną podążył.
To drugie wyjście było najryzykowniejszym krokiem, jaki kiedykolwiek przedsięwziąłem. Widocznem było bowiem, że nieprzyjaciel jest blisko. Zaledwie pastor dogonił mię, ujrzeliśmy znów albo poprzednio już widzianą machinę, czy też drugą do niej podobną, w stronie Kew‑Lodge. Cztery czy pięć czarnych małych figurek biegło przed nią po łące i widocznem było, że nieznany przybysz gonił ich. Trzema krokami znalazł się wśród nich, oni zaś rozbiegli się z pod jego nóg na wszystkie strony. Nie użył wcale „gorącego promienia“ do zniszczenia ich;
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/32
Ta strona została skorygowana.