stał na straży. Na ten widok zaczołgaliśmy się jak można najostrożniej z owego półzmroku kuchni do izby, przeznaczonej na zmywanie, a zupełnie teraz ciemnej.
Nagle błysnęła mi myśl prawdziwie rzecz wyjaśniająca.
— Piąty cylinder — szepnąłem — piąty pocisk z Marsa uderzył w ten dom i zagrzebał nas pod jego gruzami!
Przez chwilę pastor milczał, potem zaś wyszeptał.
— Boże! zmiłuj się nad nami!
Niezadługo słyszałem jak płakał zcicha i to był jedyny szmer, jaki słychać było w naszej norze. Ja coprawda ledwie śmiałem oddychać i trzymałem stale utkwione oczy w blade światło, wchodzące przez drzwi od kuchni. Nazewnątrz słychać było stukanie metalu, potem gwałtowne jakieś nawoływanie, a wreszcie po chwilowej ciszy syk i szum jakby machiny parowej.
Te odgłosy po największej części dla nas niepojęte dawały się słyszeć z przerwami i stawały się coraz głośniejsze i liczniejsze. Potem usłyszeliśmy głuche stukanie, a potem drżenie, od którego wszystko co nas otaczało chwiać się zaczęło, a naczynia w spiżarni dzwoniły. Raz światło znikło i straszne dla mnie
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/37
Ta strona została skorygowana.