Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

dniosła sztabę błyszczącego aluminium i złożyła na całym stosie podobnych sztab ułożonych nad brzegiem dołu. Od zachodu słońca do wieczora ta zadziwiająca maszyna zrobiła coś około stu podobnych sztab z surowej dopiero co wydobytej gliny, a kopiec niebieskawego pyłu wzrastał tak, iż niedługo wyszedł ponad boki rozkopanej jamy.
Przeciwieństwo jakie zachodziło pomiędzy skomplikowanemi, a tak szybkiemi ruchami owych machin a inercyą i niezdarnością ich panów, było tak uderzającem, iż przez długi czas nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że to nie one, lecz oni są żyjącemi istotami.
Pastor patrzył przez otwór, kiedy przyniesiono pierwszych ludzi do przepaści; ja siedziałem opodal skurczony z wytężonym słuchem. Nagle ujrzałem go jak się cofnął, a ja w obawie, że nas spostrzeżono, skurczyłem się jeszcze bardziej. On zsunął się po rumowisku, przypełzał do mnie, coś szepcąc i gestykulując tak, że przez chwilę i ja podzielałem jego przestrach. Ruchem dawał do zrozumienia, że nie chce więcej patrzeć przez otwór; po chwili ciekawość dodała mi odwagi, wstałem, przeszedłem przez niego i wdrapałem się do naszego obserwatoryum. Z początku nie mogłem dojrzeć nic takiego coby mogło spowodować taki przestrach. Zmierzch już zapadł, gwiazdy świeciły słabo; lecz dół oświeco-