Godzina musiała być bardzo późna, a księżyc świecił jasno. Marsyjczycy usunęli machinę ekskawacyjną, a z wyjątkiem jednej maszyny wojennej i drugiej rękoczynnej, która pracowała poniżej mego okienka, w jamie nie było nikogo. Z wyjątkiem słabych odbłysków od maszyny rękoczynnej i gdzieniegdzie jaśniejszych plam od księżycowego światła, jama była prawie ciemna i gdyby nie brzęk i stuk wyżej wspomnianej maszyny, prawie cicha. Noc była prześliczna, księżyc świecił tak jasno, że przyćmiwszy inne gwiazdy sam prawie królował na niebie. Usłyszałem wycie psa i ten to znajomy głos obudził najpierw moją uśpioną nieco uwagę. Potem słyszałem sześć ciężkich wystrzałów jeden po drugim, a po dość długiej przerwie jeszcze sześć innych i wszystko znowu ucichło.