I trzema krokami znalazł się przy drzwiach do drugiej izby (kuchni).
— Muszę dać świadectwo prawdzie. Idę. Za długo już zwłóczyłem.
Wyciągnęłem rękę, dotknąłem nią tasaka, wiszącego na ścianie. W jednem okamgnieniu pobiegłem za nim. Byłem oszalały ze strachu. Zanim przeszedł do połowy kuchni, dobiegłem doń i miarkowany ostatnim przebłyskiem ludzkich uczuć odwróciłem ostrze do góry i płaską stroną uderzyłem go w głowę. Upadł głową naprzód i tak leżał na podłodze. Ja potknąłem się o niego i stałem, dysząc. On leżał bez ruchu.
Wtem usłyszałem hałas na zewnątrz, obsuwanie się gruzów i coś przysłoniło trójkątny otwór w ścianie. Spojrzałem przerażony i widziałem niższą część maszyny rękoczynnej, przeciskającą się powoli do naszej kryjówki. Jedno z jej zagrabiających wszystko ramion zwijało się wśród gruzów, potem ukazało się drugie macające po spadłych belkach. Stałem skamieniały z trwogi. Przez rodzaj szyby w machinie ujrzałem to, co możnaby nazwać twarzą i oczami Marsyjczyka, widziałem jak zaglądał do otworu, potem długie wężowate metalowe ramię wsunęło się weń.
Ostatnim wysiłkiem skierowałem się do drzwi kredensowego pokoju. Metalowe ramię było teraz
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/68
Ta strona została skorygowana.