dla biednych stworzeń, nad któremi panujemy. Było to uczucie, jakiego zapewne doznaje królik, gdy, powracając do swej jamy, spotka się tam z całym tuzinem robotników, kopiących fundamenty pod mający się stawiać nowy dom. Uczułem pierwszy przebłysk myśli, która później stała mi się zupełnie jasną i przytłaczała mię ciężarem swym przez czas długi, że jestem zdetronizowany, że nie jestem już panem stworzenia, lecz zwierzęciem pomiędzy innemi zwierzętami, deptanemi stopami Marsyjczyków. Los nas, ludzi, podobny będzie do owych królików: ukrywać się i czuwać, uciekać i chować się; panowanie człowieka i groza, którą się otoczył, były odtąd na zawsze skończone.
Lecz skoro tylko zdałem sobie sprawę z tego położenia, zdziwienie ustąpiło miejsca głodowi, jaki uczuwałem po tak długim przymusowym poście. W stronie przeciwnej dołu, widać było po za czerwono obrośniętym murem kawałek ogrodu, który uszedł ogólnego zasypania. To mi podało myśl i poszedłem, brnąc czasem po kolana w Czerwonem Zielsku. Nadzwyczajna bujność tej rośliny dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Mur otaczający ów ogród był parę stóp wysoki, a kiedy chciałem się nań wdrapać, spostrzegłem, że wcale nóg do góry podnieść nie mogę. Zacząłem więc iść wzdłuż niego, aż natrafiłem na sztuczną skałę ułożoną z kamieni, po niej tedy wdra-
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/78
Ta strona została skorygowana.