tofli, żeby trawiący mię głód zaspokoić. Z tego ogrodu dobrze było widać niżej położone Putney i rzekę. Widok to był szczególnie rozpaczliwy, poczerniałe drzewa i ruiny, rozlana rzeka czerwona od karminowego ziela. Nad tem wszystkiem zaś cisza. Myśl, jak szybko nastąpiło owo okropne spustoszenie, napełniała mię i trwogą.
Czas jakiś sądziłem, że ludzkość zupełnie zgładzona ze świata została i że ja stoję tam jako ostatni żywy człowiek. Trochę dalej na wzgórzu spotkałem znów inny szkielet z oderwanemi ramionami zawleczonemi o parę łokci od korpusu i to mnie coraz bardziej utwierdzało w mniemaniu, że z wyjątkiem kilku może podobnych do mnie niedobitków, ludzkość w tej przynajmniej stronie świata zupełnie już wyniszczona została. Marsyjczycy, myślałem, poszli dalej, szukając dla siebie pożywienia i w tej chwili niszczą już może Berlin, Paryż a może skierowali się ku Północy.