Odpowiedziałem zwolna:
— Nie wiem. Siedziałem pod ruinami jakiegoś domu, coś koło czternastu dni. Nie wiem co się działo gdzieindziej.
On przypatrywał mi się uparcie, potem drgnął i patrzył już inaczej.
— Ja nie mam wcale ochoty pozostać tutaj, rzekłem. Pójdę zapewne do Leatherhead, bo tam zostawiłem żonę.
Wtem on, wskazując na mnie palcem, rzekł:
— To ty jesteś człowiekiem z Woking! I nie zginąłeś w Weybridge?
W tejże chwili i ja go poznałem.
— Ty jesteś artylerzystą, który wszedł do mego ogrodu?
— A to nam się udało! rzekł. Wyciągnął do mnie rękę, którą ja uścisnąłem. — Ja schowałem się w kanale, rzekł. — Ale oni wszystkich nie pozabijali. Kiedy sobie poszli, ja szedłem przez pola do Walton, ale — wszak to tylko szesnaście dni temu, a pan zupełnie osiwiałeś. Wtem obejrzał się przestraszony — „ach! to tylko wrona Teraz człowiek uważa nawet na cień ptaka. Chodźmy ztąd, to miejsce nanadto otwarte. Schowajmy się w te krzaki i porozmawiajmy.
— Czy widziałeś Marsyjczyków? spytałem.
— Oni poszli do Londynu, zapewne tam mają
Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/88
Ta strona została skorygowana.