Strona:PL Herbert George Wells - Wyspa Aepiornisa.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

odpływu morza wygrzebywał sobie z piasku różne robaczki i żywił się w taki sposób. Większą część dnia spędzałem w wodzie, siedząc w niej po szyję, a resztę czasu siedziałem na jakiej wysokiej palmie. Jedna z palm, która posłużyła mi kiedyś za schronienie, nie była dość wysoka i gdy Aepiornis dorwał się do mnie, to podziobał mi całe łydki. Życie moje stało się poprostu nieznośnem. Nie wiem, czy próbował pan kiedy spać na palmie. Miewałem podczas takich noclegów najpotworniejsze sny. A przytem pomyśl pan jeszcze, co za wstyd uciekać przed ptakiem! Z jednej strony ten zaginiony potwór błąkający się po wyspie niby jakiś niełaskawy książę, z drugiej strony ja, pan stworzenia, któremu nie wolno było opuścić nogi na ziemię. Nieraz płakałem z gniewu i zmęczenia, albo krzyczałem na cały głos, że nie mam najmniejszej ochoty dać się szykanować takiemu głupiemu anachronizmowi, zabłąkanemu na pustą wyspę. Mówiłem mu, żeby sobie znalazł żeglarza ze swoich własnych czasów i dokuczał mu, ale ten potwór nie przestawał obrabiać mnie dziobem niby młotem. Ej, był to potwór olbrzymi ten ptaszek! Nic nie miał prócz tych długich łap i szyi z ogromnym łbem i dziobem.