W nagłym pochodzie, gdy Zeusa ulewa lunie na ziemię;
Wiele zaś pracy młodzieży w szalonym pędzie pustoszy;
Tak i pod ręką Tydejdy waliły się gęste szeregi
Trojan co placu dotrzymać nie mogli choć byli tak liczni.
Gdy po równinie się miotał i hufce przed sobą rozbijał,
Zaraz przeciwko Tydejdzie łuk obłączasty skierował;
Trafił nacierającego i w prawe go ramie ugodził,
W samo złożenie pancerza; świsnęła strzała złowroga
Na to zawołał donośnie syn Lykaona waleczny:
„Naprzód o dzielni Trojanie co konia ostrogą spinacie,
Najdzielniejszy albowiem z Achajów jest ranny, nie sądzę,
Żeby na długo wytrzymał groźnego pocisku, jeżeli
Chełpił się tak; lecz strzała polotna tamtego nie zmogła,
Ale się zwrócił i wyprost rumaków i wozu stanąwszy,
Rzeknie pospiesznie te słowa do syna Kapana Sthenela:
„Drogi mój Kapanejadzie, powstań i wyskocz z powózki,
Tak powiedział; Sthenelos wyskoczył z wozu na ziemię,
Przy nim stanął i strzałę co ramię przeszyła wyciągnął;
Krew buchnęła z pod zbroi misternie z łuski plecionéj.
Wtedy błagając przemawia Diomed o głosie donośnym:
Jeśliś kiedy, czy ojcu, czy mnie pomagała życzliwie
W bitwie okrutnéj, to dzisiaj bądź znowu życzliwą Atheno;
Daj mi ugodzić wojaka, i trafić go moim oszczepem,
Który mnie rzutem uprzedził i teraz chełpi się mówiąc,
Tak błagając się modlił; słyszała go Pallas Athene,
Członki mu lekkie uczyni i nogi i ręce od góry;
Potem zaś blisko stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„Miéj odwagę Diomedzie do walki przeciwko Trojanom;