Wszędy obchodzą do koła, by męztwo Achajów pobudzić,
Łagodnemi jednego, innego ostremi słowami
Karcą, którego tylko niechętnym widzą do boju:
„O moi drodzy! z Argejów kto celującym lub średnim,
W boju mężowie; na teraz dla wszystkich działanie gotowe;
Sami to wreszcie najlepiéj widzicie. Niech nikt się do tyłu
Nie odwraca ku statkom, gdy hardą groźbę usłyszy;
Owszem, naprzód odważnie i jedni drugich pilnujcie,
Byśmy zaczepkę odparłszy do miasta wrogów zagnali“.
Głośno tak obaj krzyczeli by walkę Achajów ożywić.
Równie jak płaty śniegowe w tumanach gęstych padają
Pośrod dnia zimowego, gdy Zews rządzący stanowi
Wiatry uciszył i sypie bez przerwy, aż wreszcie zakryje
Szczyty gór niebotycznych i strome wierzchołki krawędzi,
Trawą zarosłe równiny i pola uprawne rolnika,
Nawet zatoki i brzegi sinego morza przypruszy,
Z góry się zmrokiem okrywa gdy burze Diosa nadchodzą;
Tak z przeciwległych szeregów kamienie gęsto leciały
Jedne na Trojan, te znowu od Trojan na wojsko Achajskie
Wypuszczane, a łoskot nad całym murem się wznosił.
Nie przełamali bramy warowni i wielkiéj zasuwy,
Gdyby nie syna własnego Sarpeda Kronid rządzący,
Był na Argejów wypuścił jak lwa na bydło rogate.
Zaraz on tarczę przed siebie podnosi gładką zupełnie,
Środkiem zaś kilka pokładów z wołowych skór zestósował
W koło złotemi drutami na poprzek je umocowawszy;
Taką przed siebie podnosząc i dwoje oszczepów dźwigając,
Naprzód się rzucił, jak lew uchowany w górach, co łaknie,