Parska i łeb do góry zadziera, lecz grzywa nakoło
Karku się jeży, lecz on piękności swojéj dufając,
Szybko nogami przebiera ku klaczy pastwisku znanemu;
Takoż i Hektor pospiesznie zwijając kolana i nogi
Równie jak czasem jelenia z rogami lub kozła dzikiego
Szczują kundle zajadłe i męże wieśniacy gromadnie.
Jego atoli skała stercząca, bądź puszcza cienista
Chroni i więcéj im nie przeznaczono, by jego dogonić;
Włazi im w drogę, i wszystkich przerzuca, choć naprzód dążących;
Również Danaje tak długo kupami ciągle ścigali,
Rąbiąc szablami i kłując spisami obosiecznemi;
Ale jak zoczą Hektora, co kroczył w mężów szeregach,
Wtedy się do nich Thoas, syn Andrajmona odezwie:
Najwaleczniejszy z Eolów, świadomy oszczepu, jak żaden,
Dzielny i w bitwie na rękę; zaś w radzie nie wielu z Achajów
Dotrwa mu, kiedy na słowa szermierkę młodzież prowadzi.
„Przebóg, jak wielkie dziwo oczyma memi oglądam;
Jakto, więc teraz nanowo powstaje umknąwszy przed Kierą
Hektor. Wszak dusza każdego niepłonną miała nadzieję,
Że już zginął pod ręką Ajaxa Telamonidesa.
Który tak wielu z Danajów pozbawił siły w kolanach,
Będzie i teraz to samo jak sądzę, bo pewno bez pieczy
Zewsa grzmiącego by tak na czele nie stawał z otuchą.
Naprzód więc, czyńcie jak mówię i niechaj mnie wszyscy słuchają.
Sami zaś, ilu nas w wojsku, co szczycim się być najlepszymi,
Stójmy, powiedzie się może go wstrzymać obcesem stawając,
Dzidy podnosząc, a sądzę, że wtedy choć pędzi na przebój,
Zlęknie się w duszy, by w zwarte szeregi Danajskie się puścić.“