Wozy na końcu dyszla złamawszy od panów uciekło.
Gonił za niemi Patroklos wydając żywo rozkazy,
Z myślą złowieszczą dla Trojan; lecz oni krzykami i trwogą
Wszystkie zalegli drożyny, pierzchając w rozsypce; wysoko
Lecą ku miastu sprężyste, od strony namiotów i łodzi.
Patrokl atoli gdzie widział kłębiące się tłumy największe,
Tam się kierował z okrzykiem; pod kółmi padali mężowie
Naprzód głowami z powózek, trzaskały w spotkaniu się wozy.
Wieczne, co darem wspaniałym od bogów Pelej uzyskał,
Rwące się naprzód; on zaś na Hektora w zapędzie odwagi
Pragnie oszczep skierować, lecz konie tamtego uniosły.
Równie jak czarna ziemica od burz ociążeje dészczowych
Kiedy na ludzi zagniewan karami na nich zacięży,
Którzy przemocą w zebraniu fałszywe wydają wyroki,
Prawom gwałt zadawają nie dbając o zemstę niebieską;
Wszystkie ich rzeki bieżące się napełniły wodami,
I do morza ciemnego się walą z jękami głuchemi;
Z góry na łeb; zagrożone są dzieła ludzkie zniszczeniem;
Takoż Trojańskie źrebice biegając dyszą okropnie.
Potem atoli Patroklos odciąwszy pierwsze falangi,
Chcących się dostać nie puścił, atoli w pośrodku pomiędzy
Rzeką i okrętami i murem wysokim obronnym,
Goniąc za niemi mordował, i wielu pomścił poległych.
Wtedy Pronoja nasamprzód ugodził oszczepem świecącym,
Runął z łoskotem; następnie Thestora, potomka Enopa,
Nacierając powtórnie (ten bowiem w ozdobném siedzeniu
Siedział skulony, straciwszy przytomność, a z rąk mu na ziemię
Lejce zleciały); lecz on zbliżywszy się dzidę mu wepchnął