Obaj o Kebrionesa jakoby lwy się rozżarli,
Które na górskiéj krawędzi w około łani zabitéj,
Obaj głodem zmorzeni z zajadłą się biją odwagą;
O Kebriona tak samo dwaj mistrze zamieszki wojennéj,
Obaj pragnący nawzajem się ostrém kaleczyć żelazem.
Hektor chwyciwszy za głowę już wcale jéj puścić nie myślał;
Z końca drugiego Patroklos za nogę trzymał, a reszta
Wojska Danajów i Trajan w zaciętéj się zwarła potyczce.
W górskich parowach i silnie głęboką knieją wstrząsają,
Jaworami, bukami, i rozgałęzioną czeremchą,
Które na siebie miotają gałęźmi rozłożystemi,
Z hukiem okropnym, i trzask łamiących drzew się poczyna;
Biją się, z żadnéj zaś strony o zgubnéj ucieczce nie myślą.
Wiele w około Kebriona kończystych włóczni utkwiło,
Oraz i strzał uskrzydlonych, co raźno wyskoczą z cięciwy;
Wiele téż wielkich kamieni o tarcze się rozgruchotało
Wielki na wielkiéj przestrzeni, zapomniał o sztuce wożenia.
Póki się słońce w okręgu do środka południa wznosiło,
Póty trafiały z stron obu pociski, padały narody;
Kiedy zaś słońce się zniży do chwili gdy woły puszczają,
Z pośród pocisków albowiem Kebriona dzielnego wynieśli,
Oraz i z Trojan zamieszki i zbroję z ramion mu zdarli;
Z wrogim dla Trojan zamiarem Patroklos natenczas powstaje.
Trzykroć następnie uderzył, podobnie jak Ares najszybszy,
Ale gdy po raz czwarty naciera do boga podobny,
Wtedy Patroklu dla ciebie się kres żywota objawił.
Fojbos cię bowiem napotkał w pośrodku zajadłéj rozprawy,
Groźny; lecz nadchodzącego przy zgiełku on nie był rozpoznał;