Mąż obecny podawa; lecz oni skrzętnie po skibach
Nawracali, gdyż pragną ugoru do końca doorać.
Ziemia się z tylu czerniła, podobnie do świeżo zoranéj,
Chociaż będąca ze złota; tak zręcznie to było zrobione.
Żęli żniwiarze, z ostremi sierpami się w ręku krzątając.
Jedne garście po składzie padały gęsto na ziemię,
Inne zaś snopy wiążący ściągali powrósłem słomianem.
Trzech wiązaczy do snopków stanęło; atoli za niemi
Dobrze roboty pilnując; a pan między niemi w milczeniu
Laskę trzymając przystawał na składzie, radując się w sercu.
Nieco opodal keryxy pod drzewem gotują wieczerzę,
Wołu ofiarą wielkiego zajęci; atoli niewiasty
Tamże umieścił winnicę zarosłą bujnie szczepami,
Piękną, złocistą, na któréj się czarne grona kołyszą;
Srebrne paliki rzędami ustawił od końca do końca;
Rowkiem ze stali do koła obtoczył, a płotkiem ogrodził
Kędy nawrócą zbieracze, gdy czas winobrania nadejdzie.
Dziewki i dzielne mołojcy z wesołą w głowie pustotą,
Niosą w plecionych koszyczkach zbiór słodziutkiego owocu.
Między niemi w pośrodku chłopaczek na dźwięcznéj formindze,
Głosem cieniutkim, lecz oni pląsając wszyscy zarazem
W miarę, i nucąc półgłosem rzucając nóżkami szli za nim.
Tamże wyrzeźbił i stado bydełka o rogach wysokich;
Były jałówki ze złota a drugie z cyny wykute;
Koło rzeczki szumiącéj i kołysącéj się trzciny.
Złote pastuszki z bydełkiem zarazem postępowali,
Czteréj, za niemi dziewięciu leciało piesków ruchawych.
Dwóch zaś okropnych lwów z pomiędzy wołów na przedzie,