Pierwszy kroczył Eneasz z ponurą groźbą w obliczu,
Ciężkim szyszakiem kołysząc, atoli tarczę potężną
Trzymał prosto przed piersią i kopią śpiżową potrząsał.
Z drugiéj zaś strony Pelejdes jak lew przeciw niego powstaje
Całą gminą zebrani; lecz ten z początku nie bacząc
Idzie spokojnie, dopiero gdy któren z odważnych mołojców
Trafi go, z paszczą otwartą przysiada, na zębach zaś piana
Występuje, a sercem waleczném w piersiach oddycha;
Uderzając, samego do walki siebie pobudza;
Z ogniem w ślepiach naprosto się rzuca by kogo uśmiercić
Z mężów, albo też sam przy pierwszém starciu polegnąć;
Również Achilla pobudza odwaga i męztwo szlachetne,
Oni gdy się zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Pierwszy odezwie się z mową, najszybszy boski Achilles:
„Czegóż to Eneaszu tak bardzo naprzód wychodząc
Stajesz? Duszali tak do walki cię ze mną pobudza,
Z równą jak Priam godnością? Jednakże choćbyś mnię zabił,
Pewno ci za to godności swéj Priam do rąk nie powierzy;
Dziećmi on bowiem obdarzon, a myśl ma stanowczą nie płochą.
Może ci téż Trojanie wybranéj ziemi kawałek,
Jeśli mnię w boju zabijesz? Lecz sądzę z trudnością ci przyjdzie.
Twierdzę jednakże iż ciebie gdzieindziéj już dzidą spłoszyłem.
Czyż nie pamiętasz gdym ciebie od bydła; sam jeden siedziałeś,
Spędził ze szczytów Idajskich, szybkiemi goniąc nogami
Ztamtąd się do Lyrnessu chroniłeś; lecz miasto ja wtedy
Wyburzyłem, napadłszy z Atheną i ojcem Diosem;
Zaś niewiasty zdobyte wolności je pozbawiwszy,
Wyprowadziłem, lecz zbawił cię Zews i inni bogowie.