Xanta wirującego, co Kronid nieśmiertny go spłodził,
Tam przeciąwszy ich szyki, w równinę jednych zapędzał,
W miasta kierunku, gdzie dawniéj Achaje spłoszeni pierzchali
Tamże się oni cisnęli w rozsypce; lecz Here przed niemi
Gęstą roztoczy chmurę, by wstrzymać ich; drugie zaś skrzydło
Wparte zostało ku rzece głębokiéj o nurtach srebrzystych;
Tamże z ogromnym łoskotem wlecieli, aż fala zaszumi,
Tędy, owędy pływają porwani prądem wirowym.
Równie jak chmara szarańczy przed siłą płomienia się wynosi,
Żeby ku rzece uciekać, lecz płomień wybucha gwałtownie
Nagle wzniecony, zaś one spłoszone do wody się chronią,
Wypełniły się kupą rumaków i ludzi pospołem.
Dzielny bohatér natenczas na brzegu dzidę zostawił,
Wsparłszy ją o tamaryskę i wskoczył za niemi jak demon,
Z mieczem w ręku jedynie i straszne dzieła zamierzał.