Zatém przed siebie trzymając okrągło tarczę wykutą
Dzidę nań wymierzoną gotuje i krzyknie donośnie:
„Pewno już w sercu żywiłeś nadzieję prześwietny Achillu,
Jako że miasto Trojan zuchwałych dnia tego zdobędziesz.
Wielu nas bowiem w takowém odważnych mężów zostaje,
Którzy dla drogich rodziców i żon i swego potomstwa,
Będziem Iliony bronili, lecz ciebie tu zguba doczeka,
Chociaż tak jesteś okrutnym i w boju szermierzem odważnym“,
W szynę tuż pod kolanem go trafił i celu nie chybił.
Szyna w około niego z cyny świeżo ulanéj
Zabrzęczała straszliwie; lecz miedź od ugodzonego
Odskoczyła daremnie, bo dary od boga strzymały.
Natarł; atoli Apollon mu chwały nie dał pozyskać,
Ale tamtego pochwycił i gęstą chmurą zasłonił,
Potém zaś kazał by z boju bez szwanku napowrót się cofnął.
On zaś sam Pelejona podstępem od ludu powstrzymał;
Stanął mu tuż pod nogami i szybko się zabrał uciekać.
Podczas gdy za nim gonił przez bujną zbożem równinę,
Kiedy się tamten odwrócił ku głębokiemu Skamandrze,
Wyprzedzając po trosze, bo chytrze go zwodził Apollon,
Inni Trojanie natenczas, pierżchając doszli tłumami
Aż do miasta radośnie, i gród się ściskiem napełnił.
Wtedy nie byli w stanie za miastem i zewnątrz okopów,
Jedni czekać na drugich, by wiedzieć któren się schronił,
W miasto, którego tylko zbawiły kolana i nogi.