Słuszna, ręce do Zewsa podnosić by się ulitował“.
Rzekł; i zacna szafarkę co prędzéj starzec przywołał,
Wodę na ręce by czystą nalewać; lecz ona przybywa
Wodę do mycia zarazem z naczyniem w ręku trzymając.
Stojąc w pośrodku dziedzińca się modli i winem pokrapia,
Patrząc w niebo do góry i potem się głośno odezwie:
„Zewsie rodzicu przesławny, najwyższy co w Idzie królujesz!
Daj by mnie przyjął Achilles życzliwie, miał litość nademną.
Najulubieńszym z ptaków, którego siła największa,
Z prawéj strony, bym sam dojrzawszy go memi oczyma,
Mógł z ufnością się udać, do szybko jeżdżących Achajów“.
Tak błagając się modlił, a Zews opatrzny go słuchał.
Łowcę, co w bagnach żéruje, którego i czarnym przezwali.
Jak szeroko się drzwi roztwierają komnaty wysokiéj,
W człeka domostwie zamożném, dokładnie w zamki okute;
Tak széroko swe skrzydła rozciągał i z prawéj się strony
Z wielkiéj uciechy się wszystkim gorąco na sercu zrobiło.
Wtedy starzec pospiesznie zająwszy ozdobne siedzenie,
Końmi wyjeżdża z przedsionka i głośny opuszcza dziedziniec.
Przodem ciągnęły muły ogromny wóz czterokolny,
Starzec jadąc za niemi batogiem rumaki popędzał
Szybko przez miasto, a za nim ciągnęła przyjazna drużyna,
Smutkiem okrutnym przejęta, jak żeby na śmierć się wybierał.
Oni gdy z miasta zjechawszy stanęli na gładkiéj równinie,
Ci zaś uwagi Diosa, o wzroku szerokim nie uszli,
Gdy się w równinie zjawili; nad starcem się Zews ulitował.
Szybko się więc do Hermesa, drogiego syneczka odezwie:
„Drogi Hermesie, wszak tobie najmiléj bywa nad wszystko