Wszak zdobyliśmy Thebę, warownię o bramach siedmiorgu,
Chociaż nieliczne pod mury Aresa wojsko prowadząc,
Ufni w boskie wyroki i dzielną pomoc Diosa;
Tamci ulegli zgubie na skutek swéj niebaczności.
Wtedy z ponurem spojrzeniem się ozwał silny Diomed:
„Drogi mój siedź w milczeniu i słowa mojego usłuchaj.
Niemam się o co gniewać na Agamemnona, pastérza
Ludów, że łydookutych Achajów do walki zagrzéwa;
Trojan w końcu zwyciężą i świętą Ilionę zdobędą;
Wielką zaś klęskę by poniósł na skutek porażki Achajów.
Zatem do dzieła my obaj zacięcie do walki się bierzmy.“
Rzekł i z powózki natychmiast zeskoczył na ziemię z rynsztunkiem;
Nawet i nieustraszony by przed nim trwodze się poddał.
Równie jak fala morska naprzeciw głośnego wybrzeża
Kipi gęstemi bałwany, od spodu Zefirem ruszona;
Najprzód z dala na morzu się burzy, atoli następnie
Skałę do szczętu obtoczy i pianą słoną wybuchnie;
Takoż i gęsto po sobie Danajów się cisną falangi
Bezustannie do walki. Swych ludzi każden prowadzi
Z wodzów; lecz oni spokojnie suwają (że anibyś myślał,
Milczkiem, lękają się bowiem dowódzców; a koło nich wszystkich
Zbroje świéciły barwiste któremi odziani dążyli.
Zaś Trojanie jak owce w zagrodzie męża bogacza
Nieprzeliczone stanęły, gotowe dać mleko w udoju,
Również w obozie Trojańskim rozlega się wrzawa széroko;
Bo nie ten sam u wszystkich był głos i mowa nie jedna,
Ale się język mięszał, bo z różnych stron byli ludzie.
Jednych poruszył Ares, tych znów sowiooka Athene,