Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

A krajczy na kopiastych misach wniósł pieczyste
I inne mięsa; czasze podał też złociste.

Wtem Atryd płowowłosy obydwóch powitał:
»Cni goście; jedzcie smacznie; potem będę pytał
Gdy się już posilicie, coście to za jedni?
Ród wasz, jak się domyślam, wcale niepośledni
Idzie od królów co to z Zewsa się wywodzą;
Z podłej bowiem krwi tacy, jak wy się nie rodzą.»

To rzekł — i sam im podał tłusty comber wołu
Pieczonego, a był to przysmak jego stołu.
Więc do zastawionego dobrali się jadła.
A najadłszy, napiwszy, gdy już chęć odpadła,
Do swego towarzysza nachylony głową,
Telemach mu na ucho mówił takie słowo:

»Patrzajno Nestorydo, patrzaj serce moje,
Jakim blaskiem spiżowym sieją te pokoje,
Co tu złota, bursztynu, srebra, słoniej kości!
Niewiem, czy jest świetniejszy dwór Olimpskiej mości.
Nieprzebrane bogactwa! aż mi ćmią się oczy.»

Snać domyślił się Atryd o czem rzecz się toczy
Między nimi, bo na nich zawołał: »hej młodzi!
Niech nikt śmiertelny z Zewsem w zapasy nie chodzi,
Bowiem wieczne są jego dostatki i dwory....
Ze mną rzecz inna; każdy kto chce mógłby zbiory
Moje przesadzić, lub nie; chociaż się niemało
W ośmioletniej zamorskiej włóczędze zebrało.