Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Póty bowiem nieujrzysz — wyrok niecofniony —
Ni rodziny, ni domu, ni kochanej żony,
Póki w Egipt niewrócisz i nad brzegiem rzeki
Niezjednasz hekatombą u bogów opieki,
U bogów tych tam w niebie; błagaj je obiatą,
Oni podróż pomyślną morzem dadząć za to.«

Staruch skończył — mnie serce aż krajał ból srogi,
Gdy mi kazał się wracać do Egiptu z drogi,
Tak daleko, i morzem takiem niebezpiecznem!
Jednak w mej odpowiedzi niebyłem mu sprzecznym:

»Dobrze mój starcze, woli twojej się dogodzi.
Tylko mów czystą prawdę, bo o nią mi chodzi.
Mów, czy wszyscy Achiwi bez szwanku wrócili
Ci, których my z Nestorem w Troi zostawili;
Czy też umarł z nich który czasu tej żeglugi,
Lub śród swoich, wróciwszy z tej wojny tak długiej?«

To rzekłem — a w odpowiedź takiem słowa schwytał:
»Czemu mię o to pytasz? lepiejbyś niepytał,
Żebym, co wiem, wygadał — bo gdy ci odsłonię,
I łzami się zalejesz i załamiesz dłonie.
Słuchaj! wielu z nich żyje, wielu już ubyło.
I tak, dwóch, co knemidnym Grekom hetmaniło,
Śmierć znalazło w powrocie; ty bywałeś w bitwach;
Jeden gdzieś się wałęsa w zamorskich gonitwach;
Ajas z swemi okręty dno morskie zgruntował.
Z razu wprawdzie Pozejdon rozbitka ratował