Z toni morskich w pobliżu Girejskiej opoki,
I na wrogu Pallady możeby wyroki
Straszne się niespełniły, gdyby w chełpie swojej
Niebył Bogom nabluźnił, że się ich nieboi.
Lecz Pozejdon usłyszał bluźnierstwo pyszałka;
W srogą pięść schwycił trójząb, i spadła ta pałka
Na skałę Giry, która pękła w dwa kawały;
Pół zostało — pół drugie odszczypanej skały
Runęło wraz z Ajasem, który bluźnił niebu —
Wzburzony go ocean schłonął bez pogrzebu.
Tak skończył Ajas, wodą zalawszy się słoną.
Twój brat przed tej bogini mstą nienasyconą
Uszedł wprawdzie na sudnach; broniła go Hera;
Lecz gdy już do przylądku Malei dociera,
Porwała go wichura i niosła z okręty
Jęczącego, daleko, w wielkich mórz odmęty,
Ku wybrzeżom, gdzie Tyest żył czasy dawnemi,
Potem Egist, syn jego — w ostatni krańc ziemi.
Tu już myślał, że jego niedole się skończą;
Gdyż bóstwa odwróciły wicher, a on rączo
Gnał do dom. Oj, radośnież na ziemię ojczystą
Wyskoczył, ucałował, skropił łzą rzęsistą,
I poił się widokiem znanej okolicy....
Aż wtem stróż go dopatrzył z wysokiej strażnicy,
Gdzie go Egist osadził; dwa talenty w złocie
Przyrzekł, gdy o Atrydy da mu znać powrocie....
I rok cały wartował, by niespodziewanie
Niewpadł, bo byłby sprawił wielkie krwi rozlanie.
Jakoż pobiegł na zamek, dał znać Egistowi;
Ten, fortelem Atrydę sprzątnąć postanowi:
Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.