Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Na tratwie wątłej, bity od wichru i prądu,
W dni dwanaście do Scheryi dostanie się lądu,
Gdzie mieszka lud Feaków niebianom pokrewny;
Tam go przyjmą jak bożka, a ztamtąd już pewny
Przewóz znajdzie okrętem na Itakę swoją;
Tam, miedzi, złota dadzą; w szaty go ustroją.
Że bogatszy powróci, niż żeby łup wzięty
W Ilionie, do domu zawiózł był nietknięty.
Ujrzy więc przyjacioły, zamek swój wysoki,
Swoje pola ojczyste — bo tak chcą wyroki.«

Rzekł — a zwinny Hermejas wnetł puści się w czwały:
Już sobie stopy opiął w niebiańskie sandały
Złotolśniące; on niemi ponad wód rozlewem,
Ponad lądów ogromem buja z wiatru wiewem.
Wziął i posoch; posochem tym śmiertelnych oczy
Czyje chce, ze snu budzi, albo też snem mroczy.
Dierżąc go, Argobójca szparkim sunął lotem,
Na Pieryi stanął, k’morzu spuszczając się potem,
Szybował nad powierzchnią, podobien rybitwie,
Co nad odmętem zatok w ustawnéj gonitwie
Za rybkami, we fali nieraz skrzydło zmoczy —
Tak i Hermejas bujał po wodnej rostoczy.

Do wyspy się zbliżając leżącej daleko —
Z wód wychynął i lądem posuwał się lekko
Aż do wielkiej pieczary, bogińki siedliska
Kalipsy długowłosej, którą u ogniska
Samą siedzącą zastał. Zdala już powiewek
Niósł po wyspie zapachy od płonących drewek