Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

Żywicznych cedru. Głos jej wdzięczną brzmiał piosenką,
Gdy chodząc wkoło krosien suwała czółenko.
Tę pieczarę maiły różnych drzew gaiki,
To woniące cyprysy, topole, osiki;
W ich liściach długoskrzydlny ptak nocą się skrywa:
Sowa, krogulec, morska wrona też krzykliwa,
Co tak rada się pluskać u przybrzeżnej wody.
Wino roskosznolistne pięło się na wschody
Głazów sklepiennych, gronne zwieszając jagody.
Z czterech krynic srebrzyste biegły tam poniki,
To razem, to rozpierzchłe tam i sam w wężyki.
Miękkie łąki się słały przetykane kwiatem
Fiołków i opichu. Na miejscu tu, na tem
Bóg nawetby się ścieszył i stanął jak wryty.
Toż i gończy Hermejas widokiem podbity
Stanął i w one wszystkie wpatrywał się czary,
A potem wszedł do pięknie sklepionej pieczary.

Poznała go bogini Kalipso odrazu.
Bóstwo niezapomina twarzy i wyrazu
Innego boga, choćby mieszkał gdzie najdalej.
Lecz Odyssa niezastał — Odys tam się żali,
Siedząc nad brzegiem morza, gdzie zwykle siadywał,
Darł serce westchnieniami, łzami się zalewał,
Wzrok topiąc ciągle w morze pustynne przed sobą.
Kalipso wraz się gościa zajęła osobą,
W promienne krzesło sadzi i tak się odzywa:

»Hermes, z złotym pasochem Bożek, tu przybywa,