Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Toż w Niedźwiadka, zwanego Wozem; gwiazda ona
Bowiem w miejscu się kręci, patrząc wciąż w Oryona,
A w morzu się jak inne nigdy nie zanurzy.
Nimfa z nim się żegnając, tę gwiazdę w podróży
Kazała mieć na oku wciąż po lewej stronie.

I tak, dni siedemnaście pruł bezbrzeżne tonie;
W następnym ujrzał góry feackie w oddali,
Gdyż Feacy najbliżej tych tam stron mieszkali —
I te góry on widział jak tarczę zamgloną.

Właśnie od Etyopów, gdzie go tak raczono,
Wracający Pozejdon, ze Solymskiej góry
Ujrzał jak Odys płynął — i wnet gniewu chmury
Wybiegły mu na czoło, wstrząsł się i sierdziście
»Oho! — rzekł — coś innego bogi oczywiście
Myślą zrobić z Odyssem; znać żem niebył z nimi!
Bo już się do Feaków zbliża, gdzie z długimi
Nędzami swych przeznaczeń kończąc, do Itaki
Wróci; lecz czekaj, jeszcze dam ci się we znaki!«

Rzekł, i bałwany wzruszył; chmur zgromadził nawał,
Trójzębem rozkaz wiatrom, jakie są, wydawał,
Aby dęły zaciekle; w tuman ląd i morze
Gęsty obwinął — że się stała noc na dworze.
Zerwał się i dął Eurus, Not, toż Zefir wściekły,
Toż mrożący Boreasz — i przestwór wód siekły.
A w Odyssie zadrzało serce, drzą kolana;
Westchnąwszy, w sobie rzekła dusza niezłamana