Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

I przedniejszej; bo przecież ród twój niepośledni!
Nuże! poproś rodzica pierw nim się rozedni
Aby ci kazał muły zaprządz w wóz drabiaty,
Nałożysz nań sukienki, przepaski, makaty;
Jechać będzie wygodniej, pieszo, zbolą nogi;
Przecież pralnie od miasta taki kawał drogi.«

To powiedziawszy Pallas sowiooka, wraca
Znowu na szczyt Olimpu do bogów pałaca,
Gdzie nigdy burza niegrzmi, deszcz ścian nieobija,
Śnieżna zamieć nie pruszy, tylko się przewija
Nieustanna pogoda, nito namiot lity;
Tam bogom raj wesela płynie niepożyty;
Tam wróciła Atena napomniawszy śpiącą.

Wstała jutrznia, kotarą swą złotem kapiącą
Budząc Nauzykę. Panna swoim snom się dziwi,
Prędko z komnat do komnat bieży, by co żywiej
Rodzicom opowiedzieć. Zastała rodzice:
Matka przy ogniu siedzi, wkoło służebnice —
I lekuchnem wrzecionem krasną wełnę skręca;
Z ojcem zbiegła się w progu; właśnie go książęca
Walna rada wzywała — i szedł zasiąść w radzie;
Zabiegła mu — i w uszy taką prośbę kładzie:

»Dobry tato, każ dla mnie zaprządz wóz, a długi
Z wartkiemi koły; pilno mi jechać do strugi
Prać bieliznę; bo tyle już jej się zebrało!
Wszak i tobie przystoi bieliznę mieć białą