Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekła i na dziewki zawoła zdaleka:
»Stójcie już, stójcie! za cóż uciekać od człeka;
Czy myślicie, że do nas jako wróg przychodzi?
Zaprawdę, nieurodził się, ani urodzi
Taki, coby nieprzyjaźń wniósł do naszych progów,
I spokój zmięszał. Wszak my kochani od Bogów,
Siedzimy na odludziu, w krąg morzem oblani,
Prawie na krańcu świata nikomu nieznani.
Ugościć raczej trzeba przybysza, gdy biéda
Aż tu go zapędziła. Wszak dziećmi Kronida
Są tułacze. Dar mały często uszczęśliwi.
Sam tu dzieweczki! gość nasz niechaj się pożywi;
I wykąpać go trzeba w rzece, gdzie zaciszna.«

Na jej głos dziewki wrócą i idą niespyszna
Prowadzić Odyssejsa w cienisty brzeg rzéki,
Posłuszne rozkazaniu swej pani, Nauzyki.
Więc chiton przygotują i inne sukienki;
W złotej bańce oliwy podadzą też miękkiej,
I każą do kąpieli iść mu kryształowej.

Na to rzecze Odyssejs: »Miłe białogłowy!
Ustąpcie kęs na stronę; sam sobie poradzę.
Z barków sól spłóczę, ciało oliwą wygładzę;
O bo też dawno takiej wygódki pragnąłem!
Lecz się kąpać nie mogę przy was żadnem czołem,
Moja nagość mię wstydzi przed płcią pięknowłosą.«

To rzekł; one ustąpią i pani doniosą,