Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

Boski tułacz obmywa sól morską w strumieniu,
Na grzbiecie, na obojem przysechłą ramieniu;
Ze skroni gęsty namuł zgarnia do ostatka;
A gdy po łaźni przyszła oliwa nań gładka,
Wdział szatki w podarunku od panny mu dane,
I wraz Pallas-Atene — cudo niesłychane!
Wzrost mu daje i młodość; bujny kędzior z głowy
Rozsypie mu na barki, by kwiat hyacyntowy.
A jako cienkiem złotem srebro się obléka,
W ręku ucznia Hefajsta, umnego złotnika,
Co z kruszcu tworzy dziwy — w takie same czary
Oblekła go Boginia — i piękny bezmiary
Poszedł na brzeg nadmorski i siadł w swojej krasie;
Ujrzawszy go królewna wielce zdziwiła się;
Więc po cichutku prawi do drużyny swojej:

»Słuchajcie-no dziewczęta! tak mi się coś roi,
Że nie wszystkich on bogów gniewem obarczony,
Kiedy w błogosławione nasze zabiegł strony.
Z początku zdawał mi się człowiek dość codzienny,
A teraz, jak Bóg który, niebianin promienny.
O gdyby mi się trafił mąż, coby mu sprostał
Z młodzi naszej; lub gdyby on sam moim został!...
Ależ jadło, napitek, co tchu mu zanieście!«

Na rozkaz Pani żwawo kopną się niewieście:
Niosą jadło i napój zastawiają przed nim;
A Odyssejs zajadał i pił z niepoślednim
Łakomstwem, bo nic w uściech nie miał już oddawna.