Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Na przybysze tutejszy mieszkaniec zawzięty:
Obcy, nigdy tu niebył gościnnie przyjęty.
Lud ten puszy mnogością żeglujących łodzi,
Po morzu wciąż upędza i daleko chodzi;
Bo lądotrzęs Pojzedon dał im dar już taki,
Że ich nawy jak myśli lotne, lub jak ptaki«.

Powiedziawszy to Pallas, szła przed nim co żywo,
A Odyssejs jej śladem zdążał nieleniwo.
Więc żeglowych Feaków uszedł jakoś wzroku,
Gdy samym środkiem miasta przerżnął się w ich tłoku.
Straszna bowiem i pięknie trefiona bogini
Ćmi im oczy i w koło niego mgłę uczyni.
A Odyssejs się dziwił korablom w przystani
Moc ich taka! toż placom, gdzie męże zebrani,
I długim murom miejskim w ostrokół warownym,
I wszystkiemu się dziwił dziwem niewymownym.

A tak gdy przed królewski szczytny dworzec przyszli,
Atene jasnooka ozwie się w tej myśli:

»Oto dziadku wędrowny dwór, o który pytasz,
Masz przed sobą; tu w kole biesiadnem powitasz
Władyki tego kraju, wszystko ród Zewsowy.
Jdź prosto, nietrwóż sobą i nietrać nic głowy.
Śmiały idzie przebojem i przeto wygrywa,
Mniejsza, czy cudzoziemcem do obcych przybywa.
Wszedłszy tam, naprzód panią pozdrowić się godzi;
Zwie się Aretą; z jednych rodziców pochodzi