Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

Żadna inna w tkaninach misternej roboty;
Atene im wyłącznie dała te przymioty.
Za dziedzińcem sad duży ciągnął się od brony,
Czteromorgowy, w koło płotem ogrodzony;
Kędy drzewa wysokie i kwieciem okryte,
Rodzą grenaty, gruszki, jabłka smakowite,
Słodkie figi; toż drzewa oliwne tam były;
Przez rok cały tak zimą, jak latem rodziły;
Bo w ciepławym zefirze co tam wciąż powiewa,
Jeden owoc się kluje, drugi już dojrzewa;
Jabłko idzie po jabłku, gruszkę gruszka spycha,
Figa figę, i owoc zawsze się uśmiecha.
Widać tam i winnicę bujną w winogrona,
Część jej duża na upał słońca wystawiona,
Ażeby schły jagody; więc jedne w kosz biorą,
Drugie tłoczą, wiośnianki dochodzą niesporo;
Tu kwiat ledwo, tam już się rumienią jagody.
Za sadami warzywne leżały ogrody:
Grzędy ziół wonnych, kwiatów pstrokatych bezliku;
Jest dwie krynic: z tych jedna wije się w poniku
Przez sady; druga pańskie podwórze obmywa;
Z niej wody na potrzebę lud miejski używa,
Takato nad królewskim domem łaska bogów!

Długo Odys tułaczy stał zdumion u progów;
A gdy wszystkiemu w duszy dość się nadziwował,
Próg przekroczył i w wnętrze komnat tych wstępował.
Tam — feackich bojarów zastał godujących,
I ostatnią z czasz winnych objatę lejących