Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

A przytem obiatami zjednać sobie bogi,
I obmyślić, jak wróci ten człek w swoje progi,
Aby wolen tułaczych niewygód i trosek,
Z pomocą naszych ludzi do rodzinnych wiosek
Dostał się; a już mniejsza, czy drogi ztąd kawał;
Byle w ciągu podróży strapień niedoznawał.
Aż gdy stanie na miejscu, niech się tam rozlicza
Z wyrokami przeznaczeń, jakie tajemnicza
Nić mu snuje przez twarde prządki uprzędzona,
Kiedy na świat dziecięciem wyszedł z matki łona.
Lecz jeśli to zbiegł z nieba który nieśmiertelny,
To znać, że Bogi mają jakiś cel oddzielny;
Zwykle bowiem w widomej postaci się jawią
Zasiadają wraz z nami, jedzą, piją, bawią;
Zwłaszcza jeśli ich sutym uczcimy prażnikiem;
Lub też zszedłszy się w drodze z samotnym pątnikiem,
Biorą kształt ludzki; chętnie kumają się z nami,
Toż z grubymi Kiklopy, albo z gigantami.«

Na to mądry Odyssejs odpowiedział sromnie:
»O Alkinoju! niemyśl proszę cię tak o mnie.
Przecieżem do żadnego niepodobien Boga,
Ani wzrostem, ni kształtem, chudzina uboga.
Lecz jeźli kogo znacie z chodzących po świecie
Najnieszczęślwszym, to mnie równać z nim możecie;
A i więcejbym cierpień naliczył i biczy,
Któremi wyrok Bogów ćwiczył mię i ćwiczy;
Wzdy pozwólcie niech zjem co, choć w oczach łza stoi.
Nic głodnego żołądka ponoś nieukoi: